RE: Inne sprawy
Panie Generale, jak rozumiem ja swojej opinii na temat narodu ukraińskiego nie mogę wygłosić. Pan zaś może wygłosić autorytatywnie jakieś stwierdzenie, nie poprzeć go jakąkolwiek argumentacją, ja zaś powinnam się zamknąć i słuchać. Ciekawe formuła partnerskiego dialogu.
Polacy przez 123 trzy lata znajdowali się pod władzą trzech zaborców. Protestanckich Prusaków i katolickich Austriaków, mówiących po niemiecku oraz prawosławnych Rosjan. Dla Prusaków bohaterami są zapewne Fryderyk Wielki czy Otto von Bismarck. Austriacy pewnie dobrze wspominają Marię Teresę i Franciszka II. W Rosji, gdyby nie komuna, wielkim poważaniem cieszyliby się Piotr Wielki, Katarzyna II. Dzisiejsi Niemcy są bardzo skrupulatni, uporządkowani, Austriacy lubią muzykę Mozarta i kawę po wiedeńsku, zaś Rosjanie – mocny alkohol. Mimo, ze znajdowaliśmy się pod władzą trzech zupełnie różnych zaborców, my, Polacy, zachowaliśmy wspólną tożsamość narodową, wspólne dziedzictwo kulturowe i narodowe, jeden język, w większości jesteśmy katolikami. Da się znaleźć wiele cech, które nas łączą. Czy da się to porównać jakoś z tzw. Ukraińcami? Wątpię. Mieszkaniec podlwowskiej wioski z mieszkańcem okolic Doniecka nie będą nawet potrafili się porozumieć – mówią w różnych językach. Pan zaś twierdzi, ze to jest jeden naród.
Dziś niewątpliwie nikt nie kwestionuje wschodniej granicy Polski. Trudno bowiem kwestionować coś czego nie ma. Na razie na wschodzie mamy linię frontu, nie granicę.
Sanacja w latach 1926-1940 prowadziła życzeniową politykę zagraniczną - „jakoś to się ułoży”, „będzie dobrze”, „na pewno nas nie zaatakują”. Dziś echa tej polityki pobrzmiewają w Pańskiej wypowiedzi, Panie Generale - „na pewno nie będą na nas naciskać”. Nie rozumiem tego założenia. Dopóki Lwów i Galicja będą przy Polsce, dopóty między Polską a Ukrainą będzie pozostawała kwestia sporna. Zresztą, Panie Generale, czy Pan naprawdę jest tak naiwny i uważa, że niepodległa, ale kadłubowa Ukraina bez Galicji zadowoli banderowców?
To, że Niemcy jawnie nie angażują się w kwestie białoruską i ukraińską, nie oznacza, że nie robią tego zakulisowa. Ba, to, że pozwalają Polsce wejść w buty rzecznika Białorusi i Ukrainy to dla nich korzystne rozwiązanie – nie będziemy mieli bowiem potem argumentów przeciwko Białorusi i Ukrainie.
W polityce zagranicznej nie liczą się sentymenty, ale interesy. Nie można opierać założenia, że Białoruś i Ukraina będą z Polską współpracowały tylko, dlatego, że pomożemy im uzyskać niepodległość. Jeżeli Polska powie „nie” dla ukraińskiej Galicji i Lwowa, a Niemcy - „tak”, to Berlin stanie się sojusznikiem Kijowa. To jest proste równanie. Ukraina będzie współpracować z tymi, którzy umożliwiają im realizację ich interesów, zaś interesy Polski i Ukrainy będą musiał w pewnym momencie stać się spornymi.
Nie da się zbudować „przyjaznego” państwa, chyba że Pan Generał ma na myśli stałą obecność wojsk polskich w „niepodległej” Ukrainie jako „wieczystych sojuszników”. Danie niepodległości oznacza danie swobody prowadzenia polityki zagranicznej, także przeciwko Polsce.
Panie Generale, w trakcie dyskusji rzucił Pan argument gospodarczego powiązania Polski z nowymi państwami, jako drugiego elementu, spajającego ów sojusz. To kolejne oderwane od rzeczywistości spostrzeżenie. Gospodarka białoruska i wschodnioukraińska od wieków powiązana jest z gospodarką rosyjską. Gospodarki niepodległej Białorusi i Ukrainy ciążyłyby zatem ku wschodowi, który mógłby być rynkiem zbytu dla np.: ukraińskich płodów rolnych.
Panie Generale, jedynym argumentem, odpowiadającym na pytanie „po co nam niepodległe państwa na wschód od Polski”, który Pan podał jest to, że miałyby one oddzielać nas od Rosji. Powiem tak... to jest świetny argument przeciwko współpracy tych państw z Warszawą. Sprowadzilibyśmy ich do roli naszych wasali, strzegących polskiego przedmurza na wschodzie, jakichś marionetek w rękach warszawskich elit. To jest genialny argument dla np.: Berlina, który mógłby powiedzieć Ukrainie „nie, nie chcemy, abyście byli buforem, chcemy, abyście byli potęgą wschodnioeuropejską i dlatego popieramy Wasze żądania terytorialne wobec Polski”. To jest argument potrzebny wszystkim radykałom, przede wszystkim banderowcom, którzy będą mogli określać tych polityków, którzy będą współpracowali z Polakami, mianem psów Lachów, którzy sprzedali ich Ojczyznę Warszawie.
Panie Generale, może mi Pan zarzucić, że widzę wszystko w ciemnych barwach, że rozważam najgorsze z możliwych scenariuszy. To będzie prawda. Z tym, że po klęsce 1940 roku powinniśmy w polityce zagranicznej być gotowi na najgorsze, a nie marzyć, że coś ułoży nam się po myśli. To naiwność godna dziecka, nie Generała i Ministra RP.
Wielki Książę Syberii Jan I.
|