Czerwony
Chichot historii
Piotr Riemkinow
zapomniany siewca chaosu [3]
Protegowany: Adomas Razaitis
Protegowany (2):
Poglądy: radykalne endeckie
Przynależność:
Posts: 4,482
|
RE: Jan M. Zarucki - niedoszły następca
Quote:
Imię i nazwisko: doc. Bogusław Konar
Data i miejsce urodzenia: Lwów, 10 kwietnia 1874 roku
Trzecie dziecko (a drugi syn) wysokiego urzędnika w galicyjskiej administracji, Józefa Konara, oraz nauczycielki rosyjskiego Zenobii Nieszawskiej. Rodzina Zenobii została po Powstaniu Listopadowym zmuszona do opuszczenia Królestwa Kongresowego, jednak nie chcąc oddalać się od ojczyzny na miejsce emigracji wybrali Galicję, gdzie Zenobię udało się wydać za mąż za Józefa, już wtedy mającego niezłą pozycję i zarobek. W ich małżeństwie niewiele było uczucia, natomiast wiele różnic - zaczytujący się manifestami pozytywistów Józef uważał, że Polacy powinni "siedzieć cicho i robić swoje", ciesząc się relatywnymi swobodami zaboru austriackiego. Zenobia natomiast, nieodrodna córka polskich powstańców, starała się zaszczepić dzieciom pragnienie odzyskania wolności.
Ceniąc sobie germański etos pracy, Józef Konar powtarzał, że do wszystkiego doszedł sam i chciał, by jego dzieci także były samodzielne. Mimo, że jego pensja pozwoliłaby na niezłe utrzymanie, odkąd tylko któreś ukończyło 16 rok życia wysyłał je do pracy. Los ten nie ominął też Bogusława, który po odbyciu edukacji w najlepszych szkołach Galicji trafił do lwowskiej drukarni przyjaciela rodziny, Lecha Zaruckiego. Traktowany jak zwykły pracownik, Bogusław nie stronił od towarzystwa innych robotników i wraz z nimi zaczął wkrótce, trochę z ciekawości a trochę z przekory wbrew ojcu, uczestniczyć w zakładaniu lwowskiej PPSD. Raczej niewielki zapał rewolucyjny nadrabiał entuzjazmem do działalności edukacyjnej i po kilku latach opublikował nawet kilka artykułów w "Robotniku".
Gdy wieści dotarły do Józefa, stwierdził, że syn już dosyć popracował i wysłał go na studia do Budapesztu, nie kryjąc nadziei, że profesorowie akademiccy wybiją mu z głowy wszelkie lewackie sympatie. Z uwagi na zainteresowania syna, pozwolił mu na studiowanie historii - jego nadzieje okazały się jednak płonne: wśród młodych Węgrów ideały socjalizmu znajdowały już niemały posłuch, a idące z nimi sprzeciw wobec monarchii i całej "klasy próżniaczej" którą uosabiała zniemczona burżuazja dobrze wpisywały się w pragnienie zrzucenia habsburskiego jarzma, jeszcze świeże po nieudanym powstaniu Wiosny Ludów. Będąc Polakiem, Bogusław nie miał innych trudności niż językowe w znalezieniu przyjaciół - Węgierscy studenci z czcią wspominali ich narodowego bohatera Józefa Bema, a uczucie to pośrednio przechodziło na każdego Polaka, który miał szczęście znaleźć się w ich towarzystwie. Bogusław wrócił do Lwowa w 1902 roku nie tylko ani trochę nie mniej czerwony niż wyjechał, ale także uświadomiony narodowo. Nie chcąc wprowadzać tak nieprawomyślnego potomka na stanowisko w administracji, jak uczynił to ze starszym synem (Waldemar nie miał problemów z przyjęciem niemieckiego języka i zwyczajów jako swoich) załatwił mu dzięki koneksjom pracę asystenta naukowego na lwowskim uniwersytecie, jednej z ostoj polskości w Galicji. Rychła śmierć ojca sprawiła, że Bogusław, ze swoimi poglądami, pewnie niedługo zagrzałby tam miejsce, gdyby nie rewolucja 1905 roku w Rosji po której ruchy socjalistyczne nagle stały się, jeśli nie wspierane przez cesarsko-królewski rząd, to przynajmniej życzliwie tolerowane - dopóki zamiast bruździć w kraju wspomagały walczących braci klasowych za granicą. Bogusław uczestniczył w zebraniach niepodległościowego PPSD, publikował też w gazetach robotniczych. Od śmierci ojca bywał gościem u dawnego szefa, Lecha Zaruckiego, poznając też jego syna Jana, przez którego tytułowany był "wujkiem Bogusiem". Nienawykły jednak do walki czy w ogóle przemocy, po wybuchu wojny i zajęciu Lwowa przez Rosjan uciekł do Krakowa, gdzie od śmierci męża żyła jego matka. Tam, mając 42 lata, po raz pierwszy się ożenił - wybranką została wdowa po legioniście, Stanisława Łącka-Wróblewska.
Widząc rozpad Austro-Węgier, rewolucję w Niemczech i powstanie rządu polskiego w Warszawie, Bogusław z radością przyjął wskrzeszenie niepodległej ojczyzny - zajedno, czy z łaski Cara czy Cesarza. Wtedy jednak ze zdumieniem spostrzegł, jak wielu jego towarzyszy z PPS-u występuje przeciwko dopiero co odzyskanej niedpdległości. Wielu otwarcie odrzucało nowe państwo, traktując je jako powstałe "z łaski tyrana-samowładcy" i "na robotniczej krwi" i widząc w internacjonalistycznej rewolucji proletariatu szansę na zaprowadzenie sprawiedliwości społecznej. Wahając się przed porzuceniem towarzyszy, Bogusław w końcu zerwał swoje kontakty z PPS i ruchem robotniczym. Wstąpił do Stronnictwa Narodowego a później OLN i w "Gazecie Polskiej" publikował ogniste felietony, broniąc wyzwolonej ojczyzny "mimo wszystkich wad jej ustroju" i nie szczędząc krytyki "zdrajcom polskiego ruchu robotniczego, zdrajcom całej Polski". To zapewniło mu, po zażegnaniu natychmiastowego niebezpieczeństwa ze strony komunistów, posadę wykładowcy na Uniwesytecie Lwowskim (którą przyjął w związku ze śmiercią matki w wieku niemal 100 lat) i w miarę dostatnie życie. On sam z dwuznacznym uśmiechem zwykł mawiać, że "wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku Niepodległość".
W 1925 roku uzyskał stopień doktora pracą pod tytułem "Współczesne znaczenie uwarunkowań geopolitycznych Polski" a dwa lata później tytuł docenta na macierzystej uczelni. Na początku 1936 odszedł z "Gazety Polskiej" w proteście przeciwko coraz większym ingerencjom faszystowskiej cenzury w jego teksty. Wystartował w wyborach do Sejmu z ramienia OLN, uzyskując mandat z listy krajowej. W Sejmie należy do frakcji endeckiej i jest przeciwnikiem radykalnych faszystów, choć dzięki robotniczej przeszłości utrzymuje przyjaźnie z kilkoma bardziej umiarkowanymi korporacjonistami. Od kilku miesięcy wyraźnie ciąży ku obozowi gen. Jan Michał Zarucki i jego Frontowi Ojczyźnianemu, pracując okazjonalnie dla redakcji "Żołnierza Polskiego".
Zalety: uprzejmy, patriota
Wady: pacyfista, safanduła
Ja będąc graczem mogę być każdym. Moje oczekiwania sprowadzają się do względnego realizmu rozgrywki - pozwalającego antycypować wydarzenia i dokonującego rozstrzygnięć na bazie oceny faktów a nie takich kryteriów jak "szarża na motocyklach świetnie wyglądałaby w filmie". Nie musi być superrealistycznie, byle bym nie był zaskakiwany zagrywkami z dupy i pozbawionymi najmniejszego sensu w realnym świecie. - Czerwony
(This post was last modified: 01-05-2012 23:36 by Czerwony.)
|
|