Kiedy 11-tysięczna grupa żołnierzy wysłanych przez Republikę Pomorską do ofensywy przy ujściu Odry zaczęła przekraczać rzekę, w sztabie Jaruzelskiego myślano, że w okolicy jest może kilka małych oddziałów niemieckich. Tymczasem okazało się, że sytuacja stwarza dobrą okazję do wynalezienia słowa "zonk".
Kiedy tylko 9 Pułk Piechoty przekroczył Odrę na moście pontonowym, dobrze zamaskowane oddziały niemieckie otworzyły ogień, a po chwili na Polaków runęła wraża piechota, spychając ich z powrotem do rzeki. Zaskoczenie było tak duże, że oddziały NVA zdobyły przeprawę. Niemiecki feldmarszałek Josef Kuchmann zwlekał jakiś czas z przeniesieniem walk na drugi brzeg, myśląc, że Jaruzelski przejrzał plany Ulbrichta i zgromadził tu znaczne siły. Okazało się, że nie.
Tak więc 4 czerwca po południu Niemcy mimo ostrzału Polaków zbudowali własne przeprawy i ruszyli z generalną ofensywą, planowaną w ścisłej tajemnicy od dawna. Podobno Walter Ulbricht oczyścił całe zaodrzańskie Niemcy z garnizonów, żeby uderzyć właśnie w tym miejscu i odciąć polskich dowódców na zachodzie. Przy ponad trzykrotnej przewadze liczebnej NVA obrona załamała się tuż za rzeką. Utrzymał się dopiero Międzyrzecz i linia Płoni. Jaruzelski niemal zostawił Mickiewicza na południu przeciwko Armii "Neumark", żeby rzucić wojsko na północ.
Do 13 czerwca główny cel został prawie osiągnięty - nad Odrą i Wartą Mickiewicz z Jaruzelskim mieli ok. 30 tys. ludzi, zaś Republika Bałtycka została odsłonięta. Podobnie jak tyły armii polskich...